TRYB JASNY/CIEMNY

Street food po włosku

Cibo di strada, czyli włoskie przekąski, które można kupić na targowiskach i w przydrożnych barach, w rozmaitych okienkach i przenośnych stoiskach, to świetna alternatywa dla drogich restauracji czy nudnego hotelowego menu.



Włosi słyną z dobrego jedzenia, lubią jeść i zwracają uwagę na to, co jedzą. Turysta we Włoszech powinien więc po prostu się rozejrzeć i zobaczyć, co jedzą miejscowi. Przedstawiamy krótki przewodnik po włoskim jedzeniu ulicznym. Pizzę i lody wszyscy doskonale znają, skupimy się więc na mniej popularnych pysznościach, po które warto sięgnąć.

Specjaliści twierdzą, że włoskie jedzenie uliczne jest jednym z najlepszych na świecie. Sycylijskie Palermo zajęło na liście „Forbesa” piąte miejsce, wyprzedziły je tylko miasta azjatyckie. Dlaczego warto spróbować miejscowych włoskich specjałów sprzedawanych na ulicy? Jedzenie jest świeże, robione z lokalnych produktów i widzimy, jak jest przygotowywane. Za niewielkie pieniądze można się dobrze najeść, na dodatek wszystko jest naprawdę smaczne. W żadnej restauracji tak tanio nie będzie.

Tradycja niektórych potraw sięga starożytności, podobnymi zajadali się np. Etruskowie. W antycznych miastach nie każdy miał własną kuchnię, posiłki sprzedawane na ulicy bardzo ułatwiały życie uboższym mieszkańcom. W osiemnastym wieku na ulicach Neapolu pojawili się obnośni sprzedawcy kawy i ciastek. No właśnie, kawy, pizzy i ciastek o dźwięcznej nazwie sfogliatelle (z listkującego się pięknie ciasta z kremem) w Neapolu trzeba spróbować koniecznie.

Pane con la milza

Na początek mocne uderzenie, czyli sycylijska kanapka z cielęcą śledzioną i płuckami. Przysmak, którym już w średniowieczu zajadali się palermitańscy Żydzi. Mięso jest najpierw długo gotowane, potem podsmażane i krojone na cieniutkie plasterki. Podaje się je w miękkiej, białej bułce obsypanej sezamem. Dodatki to plasterki sycylijskiej cytryny, czasem twardy ser lub świeża ricotta. Najlepsze kanapki tego typu można kupić na targowisku Vucciria w Palermo. A za mistrza w ich przygotowywaniu uchodzi Nino U’ Ballerino. Odziedziczył fach po przodkach, którzy kanapki z milzą zaczęli sprzedawać w 1802 r.
 

Arancini

Teraz coś, co zasmakuje każdemu, czyli ryżowe krokiety. Są duże, złociste i bardzo sycące. Ich nazwa pochodzi od włoskiego słowa „arancia”, czyli pomarańcza, ponieważ przypominają wyglądem te owoce. Arancini to prawdziwi pogromcy głodu. Najpopularniejsze są arancini con ragù – przygotowuje się je z mięsno-pomidorowym gęstym sosem zatopionym w masie ryżu i zielonego groszku. Z masy formuje się owalne krokiety i smaży na głębokim tłuszczu. Arancini mogą być też wegetariańskie, np. z bakłażanami czy grzybami.

W Rzymie trzeba spróbować supplì, kuzynów sycylijskich arancini. To też ryżowe krokiety smażone na głębokim tłuszczu, z mięsem, serem i pomidorowym sosem. Są niewielkie, chrupiące, a gdy się je nadgryzie, ze środka pysznie ciągnie się nitka rozpuszczonego sera. Kilka suppli spokojnie wystarczy na obiad. Jedne z lepszych można kupić w rzymskim Supplìzio, przy via dei Banchi Vecchi 143.


Panelle i piadiny

Panelle to typowa cucina povera, czyli jedzenie ubogich, ale pyszne i tanie. To bardzo popularne na Sycylii smażone placuszki z mąki z ciecierzycy. Podaje się je w bułce albo same. Zawsze z cytryną. Można sobie kupić do nich, tzw. crocchè, czyli ziemniaczane krokiety i maleńkie arancinette. Wszystko to zawinięte w papierową tutkę.

Z kolei piadina, zwana też piadą, to płaski, cienki placek z białej mąki. Pochodzi z regionu Emilia-Romania. Placki wypełnia się serem, pomidorami lub warzywami. Wkłada się tam też np. cieniutkie plasterki szynki. Tradycyjne piady wypiekano na terakotowych talerzach, zwanych teggia, stawianych na ogniu. Piadiny sprzedaje się w wyspecjalizowanych punktach, zwanych piadinerie.

Fritto misto

Na Sycylii i w ogóle w całych Włoszech warto się też rozejrzeć za tzw. fritto misto, czyli smażonymi na głębokim tłuszczu rybami, owocami morza lub warzywami. Spokojnie poradzimy sobie z ich jedzeniem na ulicy – kawałki są małe, zazwyczaj podaje się do nich też mały widelczyk lub wykałaczkę. Kupujemy oczywiście tylko takie, które są przy nas smażone. Wielu sprzedawców umożliwia komponowanie własnych mieszanek, płaci się na przykład za liczbę kawałków, a klient dostaje wybór. Można łączyć różne smaki i kształty i bawić się tworzeniem własnego dania.

W regionie Marche niezwykle popularne są olive ascolane – oliwki nadziewane mięsem, panierowane i smażone w głębokim tłuszczu. Najsłynniejsze przyrządzane są w Ascoli Piceno, właśnie od tej miejscowości wzięły swoją nazwę. Żeby danie było klasyczne, nadziewa się duże, zielone oliwki rodem z Marche. Oliwki panierowali i smażyli już starożytni Rzymianie, ale akurat receptura, która przetrwała do naszych czasów, ma pochodzić z XVI w.
 

Pizza fritta

Na chwilę zajrzymy teraz do Neapolu, by spróbować smażonej pizzy. Jak wygląda jej przygotowanie, można zobaczyć w filmie „Złoto Neapolu” (reż. Vittorio de Sica, 1954). Pizzę tę wymyślono, by można było zrobić coś dobrego nawet wtedy, gdy nie ma porządnego, opalanego drewnem pieca. Pizza fritta wygląda najczęściej jak duży, złocisty pieróg, niektórzy przygotowują ją też w wersji okrągłej. W środku ma nadzienie – ser, pomidory, szynkę. Za jedno z najlepszych miejsc, które przygotowują ten specjał w Neapolu, uważana jest Starita a Materdei przy via Materdei.
 

Porchetta

Porchetta to aromatyczna pieczona wieprzowina w świeżej bułce. Ma bardzo długą tradycję, w ten sposób wieprzowinę mieli już przygotowywać starożytni Rzymianie. Pochodzi z centralnych Włoch, a za specjalistów w jej przyrządzaniu uchodzą mieszkańcy zielonej Umbrii. Potrawa została nawet wpisana na listę tradycyjnych włoskich potraw. Najlepszą przygotowuje się z rocznej świnki. Mięso jest filetowane, zwijane w ogromną roladę, nacierane solą i pieprzem, do środka wkłada się przyprawy – czosnek, rozmaryn, nasiona dzikiego kopru. A potem długo piecze się na rożnie. Porchetta, jak twierdzą smakosze, najlepsza jest ciepła (nie gorąca). Kioski, w których można kupić kanapki ze świeżą porchettą, znajdziemy praktycznie w całych Włoszech.

Lampredotto

Na koniec zajrzymy do Florencji. Tam miejscowi i niektórzy turyści zajadają się lampredotto , czyli kanapką z wołowym żołądkiem, a właściwie jedną z jego części, czyli tzw. trawieńcem. Mięso jest gotowane do miękkości, potem krojone na cieniutkie paseczki. Najczęściej lampredotto podaje się w bułce z zielonym sosem na bazie zielonej pietruszki.

W Toskanii można też kupić farinatę, specjał, który powstał podobno w liguryjskiej Genui. To cieniutki naleśnik z mąki z ciecierzycy. Z wierzchu musi być chrupiący, a w środku – miękki i elastyczny. Smaży się go na ogromnych patelniach i podaje świeży, porwany na kawałki.

Czy to już wszystko?

Oczywiście, że nie. Włochy to kulinarna skarbnica i w zakresie ulicznego jedzenia też ma znacznie więcej do zaoferowania niż jesteśmy w stanie omówić w jednym tekście. Nie tylko każdy region, ale praktycznie każda miejscowość ma swoje specjały. Wystarczy się więc bacznie rozglądać, a wyjedziemy z Włoch szczęśliwi i najedzeni, nawet jeśli nasz budżet nie pozwala na wizyty w drogich restauracjach.

Beata Zatońska




Wybrane dla Ciebie

Copyright © italianki