TRYB JASNY/CIEMNY

Małgorzata Bogdańska: panuje przekonanie, że Giulietta Masina powinna być szczęśliwa, bo była żoną Felliniego

– Wyobrażałam sobie Giuliettę, tak jak my wszyscy, przez jej role. Prywatnie była jednak inna, a klown był ulubioną postacią Felliniego, nie jej – powiedziała Małgorzata Bogdańska, która gra w znakomitym monodramie poświęconym Masinie pt. „Nie lubię pana, panie Fellini” w reż. Marka Koterskiego. Świat filmowy świętuje setne urodziny Giulietty Masiny, gwiazdy m.in. „La Strady”, żony Federica Felliniego. Przyszła na świat 22 lutego 1921 r. w San Giorgio di Piano, niedaleko Bolonii.



Od kilku lat gra Pani monodram pt. „Nie lubię pana, panie Fellini”. Pod prowokującym tytułem kryje się znakomite studium Giulietty Masiny i jej związku – artystycznego i uczuciowego – z Federikiem Fellinim. Jest wielka miłość, wielka sztuka, dramat, rozczarowanie i zazdrość. Wydobyła Pani Giuliettę z cienia…

Zawsze mi zależało, żeby zatrzymać Giuliettę w kadrze. Teraz mam jeszcze świadomość, że jej setne urodziny nie będą obchodzone tak uroczyście, jak to być powinno. Wszystko przez epidemię. W ub.r. setna rocznica urodzin Felliniego też odbywała się w cieniu koronawirusa. Włosi przygotowali się jednak solidnie do uczczenia Masiny. Kilka dni temu ukazała się jej nowa biografia autorstwa Gianfranca Angellucciego, która nosi tytuł „Giulietta Masina”. Napisał w niej m.in. : „Opowiedziałem jej drogę i dramat dźwigany na prostych barkach, jak niewiele kobiet potrafi. Najlepiej jak umiałem chciałem opowiedzieć, jak taka relacja spłodziła arcydzieła. Relacja otoczona wieloma wtargnięciami kobiet, które wchodziły i wychodziły z ich świata”.


Grała Pani „Nie lubię pana, panie Fellini” także we Włoszech. Tam miała Pani większą tremę niż w Polsce?

Spektakle we Włoszech, w Turynie i w Rzymie, to było wielkie przeżycie. Najpierw był Turyn, gdzie grałam – po polsku, a teksty ze scen filmowych i ostatni monolog były po włosku. W Rzymie grałam pół na pół po włosku i po polsku. Przed występami miałam tremę, ale się odważyłam i zagrałam. Oczywiście za każdym razem były napisy po włosku w tłumaczeniu Małgosi Kościańskiej. Cały czas uczę się włoskiego. Rozmawiam m.in. po włosku z moją koleżanką aktorką, Karoliną Porcari i te lekcje są dla mnie ważne. Ale chyba jeszcze nie czuję się gotowa, by grać tylko po włosku.


 
W Turynie wystąpiłam na scenie offowego teatru, w kaplicy cmentarza San Pietro in Vincoli. Atmosfera była niezwykła, grało się tam niesamowicie. Gdy śpiewałam byłam bardzo wzruszona, bardziej niż zwykle. Mój mąż był na widowni i powiedział, że to najlepszy spektakl ze wszystkich, taka była chemia z widownią. Bardzo mi zależało, żeby dobrze wyszło, bo to przecież kraj Giulietty. Dzięki niej pokochałam Włochy i uczę się włoskiego.

Jak przyjęli Włosi spektakl „Nie lubię pana, panie Fellini”? Mistrza przecież czczą i wiele mu wybaczają. Nazywają go m.in. Magiem. 

Podobał się, miał dobre recenzje. Okazało się jednak, że są tacy, którzy uważają, że „nie wypada” źle mówić o Fellinim. Podeszła do mnie po spektaklu pani, która mi powiedziała, że o zdradach i temu podobnych sprawach otwarcie się nie mówi.

We Włoszech o wielu problemach kobiet nie wypada opowiadać publicznie. Panuje powszechne przekonanie, że Giulietta Masina powinna być szczęśliwa, bo była żoną wielkiego Federica, mogła o niego dbać, dla niego gotować. To też usłyszałam od tej pani.

Mężczyznom wolno więcej i każdy o tym we Włoszech wie?

Paru Włochów, którzy mieszkają w Polsce, widziało spektakl, ale nie mieli do niego serca, nie chcieli zgłębiać tematyki. To jest opowieść o kobiecie i o artystce. Monodram nie jest jednak feministyczny, tak jak czasem zdarza się o nim mówić. Problemy kobiet są mi coraz bliższe. Chcę o nich mówić i dzięki temu coś dawać nam, kobietom.

W Teatrze w walizce, który założyliśmy z Markiem Koterskim, gram dwa monodramy o kobietach – „Moją drogą B” wg zbioru felietonów Krystyny Jandy i „Nie lubię pana, panie Fellini”. Oba wyreżyserował Marek, do pierwszego zrobił adaptację tekstów, do drugiego napisał scenariusz. Mam wielkie szczęście, że wciągnęłam męża w świat Giulietty Masiny, a on zrobił mi wspaniały prezent w postaci monodramu.

Fellini nie był wierny Giulietcie ani w życiu, ani w sztuce. Przestał ją obsadzać, a angażował do filmów seksbomby. Giulietta mówi o tym w spektaklu. To bolało…

Nie zagrała u niego przez 25 lat. Ale to nie znaczy, że nic przez ten czas nie robiła i siedziała w domu. Grała u innych reżyserów. Oczywiście pojawiają się oceny, że jej role były wybitne tylko w filmach Felliniego. Mąż cenił ją, wiedział, jak wiele jej zawdzięcza. Powiedział o niej: „Giulietta to mała czarodziejka, bierze mnie za rękę i prowadzi mnie tam, gdzie sam bym nigdy nie trafił. Giulietta wzbudza we mnie tęsknotę za niewinnością”.

Łukasz Maciejewski w recenzji „Nie lubię pana, panie Fellini” napisał, że nie sposób rozstrzygnąć, czym byłoby kino Felliniego bez Giulietty i kim byłaby Giulietta bez Felliniego. Na pewno dał jej szansę. Walczył o nią z producentami, którzy w filmie „La strada” chcieli obsadzić Sofię Loren.


Pobrali się z wielkiej miłości?

Gdy Giulietta i Federico się poznali, byli sobie równi. Ona, 22-letnia, studiowała literaturę na uniwersytecie w Rzymie i grała w teatrze amatorskim. On – rok starszy – stawiał pierwsze kroki jako reżyser. Był rok 1942. Masina występowała w radiu w sztuce na podstawie jego scenariusza. Najpierw usłyszał jej głos. Fascynacja sztuką i teatrem pięknie ich połączyła.

Giulietta powiedziała w pewnym wywiadzie, że z Federikiem, oprócz miłości, łączyła ją wielka przyjaźń i dzięki temu byli ze sobą tak długo. Nie mieli dzieci, Giulietta jedno poroniła, a syn, Pier Federico, zmarł miesiąc po narodzinach. Giulietta była katoliczką, wierzyła mocno i też z tego powodu była z Federikiem, choć nie był jej wierny.

Wiele osób wyobraża sobie Giuliettę Masinę jako osobę łagodną, cichą i potulną. Nie była taka i pokazuje pani to w spektaklu.

Fellini wspominał np., że Giulietta bardzo kłóciła się z Anthonym Queenem na planie „La strady”. Federico popadł z tego powodu w depresję, a Giulietta wspierała go w chorobie.

I wtedy poznał aptekarkę, z którą połączył go długoletni romans…

Gdy zaczęłam zbierać materiały do monodramu o Giulietcie, wysłałam na Facebooku mnóstwo zaproszeń do Włochów, którzy mogli mieć kontakt z nią i z Federikiem. Korespondowałam m.in. ze wspomnianym Gianfranco Angellucim, który był już autorem książki pt. „Giulietta Masina attrice e sposa di Federico Fellini” (Giulietta Masina aktorka i żona Federica Felliniego). Kiedy wysłałam mu recenzję ze spektaklu w Rzymie, był zbulwersowany, że mogłam mówić tak otwarcie o zdradzie. I zapytał, czy tak samo jak Felliniego oceniłabym Michała Anioła. Napisał też, że nie mam prawa szargać świętości, a artystom wolno o wiele więcej niż zwykłym śmiertelnikom.

Ten monodram napisał i wyreżyserował mój mąż. Ja przynosiłam Markowi materiały. Dla niego najważniejsze było pytanie, czy geniusz usprawiedliwia wszystko. Przez ten pryzmat spojrzał na Giuliettę i Federica. Jest też w „Nie lubię pana, panie Fellini” moja fascynacja Giuliettą, moje w niej zakochanie od chwili, gdy na studiach w szkole filmowej zobaczyłam ją w „La stradzie”. Wtedy też zaczęło się moje zainteresowanie klownami. Wyobrażałam sobie Giuliettę, tak jak my wszyscy, przez jej role. Prywatnie była jednak inna, a klown był ulubioną postacią Felliniego, nie jej.


Jak odkrywała pani Giuliettę prawdziwą, kobietę z krwi i kości?

Obejrzałam i przeczytałam mnóstwo wywiadów z nią oraz osobami, które o niej opowiadały. Masina była kobietą z klasą, świetnie wychowaną, z dystansem. Znalazłam m.in. wywiad z Krystyną Sienkiewicz, która pod koniec lat pięćdziesiątych dublowała Masinę w niemiecko-włoskim filmie pt. „Jons und Erdme”, który kręcono m.in. w Polsce, w Sochaczewie. Krystyna Sienkiewicz powiedziała, że Masina była zamknięta w sobie.

U Felliniego grała postaci szalone, emocjonalne. Mówił, że miała wielki temperament i wiele dawała z siebie. Myślę, że filmy, z których ją zapamiętaliśmy, powstały wtedy, gdy była szczęśliwa, dużo grała, miała z Fellinim mocny kontakt artystyczny i rodzinny. Przestała u niego występować po tym, jak zrobił „Giuliettę i duchy”, gdzie jest bardzo dużo z jej życia. Poczuła się wtedy zdradzona i urażona. Podobnie odniosła się do „8½”, po tym filmie chciała się z Fellinim rozstać. Wiemy jednak, że artyści często żywią się w sztuce życiem swoim i swoich najbliższych.

Miałam na Facebooku kontakt z siostrzenicą Giulietty. Zaprosiłam ją na spektakl w Rzymie, ale nie mogła przyjść. Opowiedziała mi jednak, wzburzona, o wywiadzie z kochanką Felliniego, który pokazano w telewizji. Opowiadała, jak bardzo się z Federikiem kochali. Siostrzenica Giulietty była przekonana, że o tym nie powinno się mówić i z całych sił broniła wielkiej, 50-letniej miłości Masiny i Felliniego. Myślę, że również z tego powodu nie chciała przyjść na nasz spektakl. Mam wrażenie, że o Giulietcie pamięta się często tylko w kontekście Felliniego. Ona jest zapomniana, nie ma jej kto bronić. Mąż przestrzegał mnie, że spora grupa osób nie będzie wiedziała, o kim jest ten spektakl, bo nie kojarzy Giulietty.

Jestem przekonana, że gdybym obejrzała „Nie lubię pana, panie Fellini”, a wcześniej nic bym nie wiedziała o Federicu i Giulietcie, i tak byłabym pod wrażenie. To opowieść o kobiecie i jej życiu, które mocno ją doświadcza, choć wszystkim wydaje się, że jest idealne.

Marek chciał, żeby to był spektakl uniwersalny. Wiele moich przyjaciółek i wiele kobiet, które widziały monodram, mówiło mi, że odnajduje w nim siebie. Nie trzeba być aktorką, by się z Giuliettą identyfikować. Wszystkie mamy podobne problemy.

Można powiedzieć, że Fellini był szczęściarzem, bo ona trwała u jego boku?

Fellini zakładał na nią maski, zawsze był krok przed nią. Wiedział dokładnie, o co mu chodzi, co chce z niej wydobyć. Ja jako aktorka uwielbiam, by zakładano mi maski. Lubię też role, w których muszę przekreślać siebie i grać coś zupełnie innego. Giulietta przekreślała siebie. Do „La Strady” Fellini obciął jej włosy, pozbawił kobiecości, ubrał w szmatki i gałganki, ale ona się w tym odnalazła, bo była wybitną aktorką.

Przeczytałam, że w pewnym momencie wpadli w kłopoty finansowe i musieli sprzedać dom, który Giulietta bardzo lubiła. Fellini potem opowiadał, że gdy się wyprowadzali, patrzyła dokładnie tak samo jak bohaterka filmu „Noce Cabirii” w jednej z ostatnich scen.

Fellini był duszą towarzystwa, uroczy, rozmowny. Brylował w życiu i sztuce. Czytałam wspomnienia, w których pisano, że gdy on czarował gości, ona była milcząca.

Przez tych 25 lat „zawodowej przerwy od Felliniego” Giulietta Masina nie zajmowała się tylko domem i gotowaniem?

Masina naprawdę dużo pracowała, grała w serialach, słuchowiskach. Znalazłam w Internecie płyty, na których czytała wiersze Karola Wojtyły i matki Teresy z Kalkuty. Wiara pomagała jej żyć i wytrwać w tym małżeństwie. Ja nie wyobrażam sobie siebie w takim związku.

W 1993 r. pojechała z nim do Los Angeles, gdzie miał odebrać Oscara za całokształt twórczości. Siedziała na widowni, a on po odebraniu statuetki podziękował jej i powiedział: „Nie płacz, Giulietto”. W październiku tego samego roku Federico zmarł, a ona przeżyła go o pięć miesięcy.

Wszyscy mówili, że umarła z żalu za swoim ukochanym, ale Giulietta miała zaawansowanego raka płuc. Oczywiście, po śmierci Felliniego poddała się, zrezygnowała z terapii. Giulietta bardzo dużo paliła, tak samo jak Anna Magnani, z którą się zresztą przyjaźniły. Mieliśmy z Markiem wykorzystać w spektaklu te papierosy, ale się nie udało. Ja nigdy nie paliłam, wyszłoby sztucznie. Poza tym, nasz Teatr w walizce ma dotrzeć wszędzie, nie może więc być w spektaklu niczego, co nas ogranicza.

Mogę grać w prawie każdym miejscu. W walizce mam wszystko, co jest mi potrzebne na scenie. Muzyka jest na żywo, bo gram na trąbce. Wymyśliliśmy z Markiem, że spektakl musi być „bianco e nero”, potrzebowałam więc białej walizki. U nas takich nie było, ale znalazłam ją na dworcu Termini w Rzymie.

Mocno pani weszła w relację z Giuliettą?

Mocno. Zanurzyłam się w jej biografii i sztuce, tak jak mówiłam, oglądałam filmy, wywiady, czytałam książki. Mam mnóstwo jej zdjęć, które kupiłam w Cinecittà. Pojechaliśmy z Markiem w podróż do Rzymu śladami Masiny i Felliniego, żeby zrobić dokumentację. Obie jesteśmy spod znaku Ryb, różnica w dacie urodzin między nami to trzy dni.

Bardzo dużo się o niej dowiedziałam z rozmów z ludźmi, którzy ją znali. Gdy pojawia się coś nowego, co dotyczy Giulietty, staram się to poznać. Trzy lata temu pojechałam obejrzeć spektakl „Processo a Fellini”, w którym grają Caterina Gramaglia i Giulio Forges Davanzati. To jeszcze mocniejsza opowieść o związku Giulietty i Federica niż nasza.

Pamiętają jeszcze Felliniego i Masinę np. na via Margutta w Rzymie, gdzie mieszkali?

Tak, starszy pan, właściciel galerii opowiadał nam, że wszyscy kochali Giuliettę, a Federico był o to zazdrosny. Cierpiał też z tego powodu, że była bardziej rozpoznawalna od niego. Po „La stradzie” mówiła, że jest bardziej rozpoznawalna niż Myszka Mickey. Nazywano ją Chaplinem w spódnicy. A gdy przestała grać u męża, występowała w serialach telewizyjnych, nie zniknęła, tak jak się u nas uważa.

W jednym z wywiadów Fellini opowiadał, że złodziej jadący na motocyklu wyrwał Giulietcie torebkę. Wiadomość o tym natychmiast rozeszła się po okolicznych kafejkach. Niedługo potem do Masiny zadzwonił złodziej z przeprosinami i odzyskała torebkę.

Czego nauczyła się pani dla Giulietty?

Włoskiego, stepowania, gry na trąbce, śpiewu operowego. Trochę tego jest.

Mam pani kolejne włoskie plany?

Mam kilka pomysłów, mam nadzieję, że uda się je zrealizować. Marzę też, by Teatr w walizce mógł znowu ruszyć w trasę. Epidemia nas zatrzymała, ale spektakl „Nie lubię pana, panie Fellini” można obejrzeć w TVP VOD. Będzie też pokazany 23 marca, czyli w rocznicę śmierci Masiny, w TVP Kultura i na platformie TVP Kultura2.

Beata Zatońska

Zdjęcie nr 1 – autor Piotr Porebski
Zdjęcia nr 2 i 3 – autor Aleks Berg
Zdjęcie nr 4 – autor Katarzyna Radoszewska
Zdjęcie do plakatu – I. Limonca


Przeczytaj także:

Wybrane dla Ciebie

Copyright © italianki