TRYB JASNY/CIEMNY

Paolo Costella, reżyser „(Nie)długo i szczęśliwie” o drugiej szansie i wymuszonej pauzie

– Daję bohaterom drugą szansę. Muszą zatrzymać się w życiowym pędzie i zastanowić, czy walczyć o swoje związki, czy też nie. Uważam, że każda z czterech filmowych historii kończy się dobrze, bo wszyscy bohaterowie przeszli przemianę, skonfrontowali się ze swoimi słabościami. I to jest największa wartość – mówi Paolo Costella, reżyser i współscenarzysta filmu „(Nie)długo i szczęśliwie”.


Scena otwierająca film „(Nie)długo i szczęśliwie”, jeszcze zanim pojawią się napisy, doskonale wprowadza nas w klimat opowieści. Jest romantycznie, kochankowie kładą się do łóżka. Szybko orientujemy się jednak, że to marionetki poruszane przez ubranych na czarno lalkarzy. Skąd ta metafora?
Paolo Costella: Kilka lat temu widziałem performance, w którym artysta połączył współczesne sztuki wizualne z japońskim tradycyjnym teatrem lalkowym – bunraku. Bardzo chciałem wykorzystać ten motyw w filmie. Teraz nadarzyła się okazja i rzeczywiście możemy potraktować to filmowe intro metaforycznie. Tajemnicza para, która – jak się okazuje – nie do końca decyduje o swoim losie, ma wiele wspólnego z bohaterami filmu.

W filmie 47 par dowiaduje się, że małżeństwa, które zawarli, są nieważne z punktu widzenia prawa. Sakramentu udzielił im fałszywy ksiądz. Czy podobna historia wydarzyła się naprawdę?
Przeczytałem kiedyś w gazecie notkę o parze, która odkryła, że ślubu udzielił im ktoś, kto tylko podawał się za duchownego. Ci ludzie poznali podczas wakacji księdza, z którym się zaprzyjaźnili. Gdy po roku postanowili wziąć ślub, zadzwonili do niego i poprosili, by to on związał ich węzłem małżeńskim. Potem wyszło na jaw, że to nie był kapłan i ślub okazał się nieważny. We Włoszech można wziąć tzw. ślub konkordatowy. Jeśli Trybunał Roty Rzymskiej, zwany Sacra Rota, uzna ślub zawarty w kościele za nieważny, małżeństwo zostaje też unieważnione w świetle prawa świeckiego. Pomyślałem, że to doskonały pomysł na film. Zaczęliśmy z Paolo Genovese, z którym pisałem scenariusz, szukać kolejnych podobnych przypadków. Okazało się, że jest ich więcej. Pomyśleliśmy więc, że przyjrzymy się małżeństwom, które znalazły się w trudnym, ale i ciekawym momencie swojego związku. Bo unieważnienie małżeństwa to nie tylko sprawa urzędowa, to przede wszystkim wystawienie uczuć na próbę.


Bohaterowie „(Nie) długo i szczęśliwie” to cztery pary. Trzy zgodne małżeństwa i skłócona para po rozwodzie. Ci ostatni są w podwójnie nietypowej sytuacji. Skoro nie było ślubu, nie było więc i rozwodu…
Życie lubi płatać figle. Czasem daje drugą szansę, pozwala zweryfikować wybory. Każda z czterech par, o których opowiadam w filmie, boryka się z innymi problemami. One wychodzą na jaw w tych szczególnych okolicznościach, czyli w związku z formalnym unieważnieniem małżeństwa. Zadaliśmy pytanie, „Co sprawia, że związek jest trwały i szczęśliwy?” i zaczęliśmy sprawdzać. 
 
Cztery pary, cztery równoległe historie. Nie sposób nie przywołać wielkiego filmowego hitu, którego był pan współscenarzystą – „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” w reż. Paola Genovese. Tu i tu dużo mówi się o miłości i zdradzie.
„Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” to było znakomite doświadczenie zawodowe. Dobrze nam się pracuje z Paolo. Napisaliśmy już wspólnie dwa kolejne scenariusze.


W „(Nie) długo i szczęśliwie” komedia splata się z dramatem. Na początku jest zabawnie, wszyscy sobie żartują, potem robi się coraz poważniej. Dlaczego zdecydował się pan na taki gatunek filmowej opowieści?
Podążałem za bohaterami. Bardzo ważna jest dla mnie szczerość w opowiadaniu historii. Bohaterowie nie zdają sobie więc na początku sprawy, jakie konsekwencje niesie ze sobą to, co ich spotkało. Dlatego początek filmu jest radosny i beztroski. Potem sprawy przybierają zaskakujący obrót. Myślę, że komediodramaty są teraz coraz bardziej popularne, bo trzymają się najbliżej życia. Starałem się zachować równowagę między elementami komediowymi i dramatycznymi. Zależało mi przede wszystkim, by śmiech nie przykrył emocji, które są sercem filmu.

Bohaterowie filmu „(Nie)długo i szczęśliwie” mają niezwykłą okazję, by zatrzymać się i przemyśleć swoje życie. Ta pauza ma szczególną wartość?
To mnie właśnie najbardziej zainteresowało. Chodziło mi o prawdziwą refleksję. Jest we Włoszech określenie „pausa di riflessione” (przerwa na refleksję), którego używa się, gdy para postanawia dać sobie czas do namysłu. W filmie mamy wymuszoną przerwę na refleksję, jest ona tak naprawdę rodzajem prezentu, który daję bohaterom. Muszą zatrzymać się w życiowym pędzie i zastanowić, czy walczyć o swoje związki, czy też nie. Dostają unikatową drugą szansę. Uważam, że każda z czerech filmowych historii kończy się dobrze, bo wszyscy bohaterowie przeszli przemianę, skonfrontowali się ze swoimi słabościami. I to jest największa wartość.

Często opowiada pan w swoich filmach o miłości i małżeństwach. Dlaczego?
Gdy opowiadamy o parze ludzi, którzy są razem, otwiera się przed nami mnóstwo fascynujących tematów. To m.in. miłość, wierność, rodzicielstwo... Można długo wymieniać.

Rozmawiamy o wyborze, o nowej okazji. Wyobraźmy sobie więc, że może pan wybrać po raz drugi swoją życiową drogę. Zostałby pan reżyserem?
Byłbym fotografem. Jeździłbym po świecie i robił zdjęcia. Tak opowiadałbym historie, zupełnie bez słów. To moje marzenie. Gdy byłem nastolatkiem, pasjonowałem się fotografią.

Pięknie pokazał pan Rzym w swoim filmie. Gdzie były kręcone zdjęcia?
Głównie na Zatybrzu, dzielnicy, która leży w sercu Rzymu. Zatybrze jest magiczne, bardzo różnorodne, malownicze i zielone. Mieszkają tam ludzie z różnych kręgów społecznych, a o to nam chodziło. Nasi bohaterowie musieli mieszkać w jednej parafii, wszystkim im dawał przecież śluby ten sam samozwańczy ksiądz.

Jak pracuje pan z aktorami na planie filmu? Daje pan im dużą swobodę w konstruowaniu postaci? W obsadzie „(Nie)długo i szczęśliwie” są włoskie gwiazdy – Ambra Angiolini, Fabio Volo, Luca Bizzarri, Carolina Crescentini, Claudia Gerini, Paolo Kessisoglu, Filippo Nigro i Claudia Pandolfi.
Bardzo ufam tekstowi. Może dlatego, że jestem także scenarzystą. Wiem, że poświęca się wiele czasu na napisanie scenariusza, analizuje się każde słowo, każdą sytuację. Kiedyś byłem bardziej otwarty na modyfikacje scenariusza podczas zdjęć do filmu. Teraz jestem ostrożny. Oczywiście chętnie słucham aktorów, bo to oni tworzą postaci. Z każdym staram się pracować trochę inaczej, bo mają różne doświadczenia zawodowe.

Jakie filmy lubi pan oglądać?
Inne od tych, które robię. Lubię m.in. wczesne filmy Romana Polańskiego, kino Ericha von Stroheima, Wernera Herzoga, Rainera Wernera Fassbindera i Larsa von Triera. Cenię niekonwencjonalne podejście, artystyczną konsekwencję i odwagę. Pracowałem z wielkimi włoskimi reżyserami. Byli wśród nich niesłusznie zapomniany Marco Ferreri czy Liliana Cavani. Nauczyłem się od nich, że kino to bardzo poważna sprawa, nawet dla tych, którzy kręcą komedie.

Rozmawiała Beata Zatońska

Paolo Costella (ur. 1964 r.) jako reżyser zadebiutował w 1999 r. filmem „Tutti gli uomini del deficiente” (ang. „All the Moron’s Men”) na podstawie scenariusza własnego autorstwa. Nakręcił też takie filmy jak „Matrimonio al Sud” czy „Baciato dalla fortuna”. W 2016 r. współtworzył scenariusz do filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” w reż. Paola Genovese, który dostał dwie włoskie nagrody David di Donatello oraz nagrodę 15. Tribeca Film Festival. Sukces było ogromny, film doczekał się kilkunastu remake’ów, w tym polskiego. Paolo Costella jest też m.in. współautorem filmu „Najlepsze lata” reż. Gabriele Muccino, który niedawno był w polskich kinach.

„(Nie)długo i szczęśliwie” – reż. Paolo Costella, tytuł oryginalny – „Per tutta la vita”, Wlochy 2021, scenariusz: Paolo Costella, Paolo Genovese, Antonella Lattanzi, zdjęcia: Fabrizio Lucci; Występują: Ambra Angiolini, Fabio Volo, Luca Bizzarri, Carolina Crescentini, Claudia Gerini, Paolo Kessisoglu, Filippo Nigro i Claudia Pandolfi: Dystrybucja: Best Film

Zdjęcia: Materiał prasowe



Wybrane dla Ciebie

Copyright © italianki